Ewa Kutrzebska,
Opowieść o kościele św. Andrzeja (1722-1954)
Warszawa końca XVII wieku, ograbiona i zniszczona po potopie szwedzkim (1655-1660), dźwigała się z gruzów, ale już nie taka sama. Najbardziej ucierpiały ulice Starego i Nowego Miasta. Z ul. Senatorskiej, jednej z najważniejszych dróg miasta, biegnącej od Bramy Krakowskiej w kierunku południowo-zachodnim do Krakowa, zniknęły drewniane dwory szlacheckie z ogromnymi dziedzińcami i ogrody. Ulica stała się prawie pustkowiem. Starano się więc wyremontować ważniejsze budynki i pałace, a z czasem powstawały nowe.
Jedną z odbudowanych w bliskim sąsiedztwie ul. Senatorskiej rezydencji był pałac Jana Mikołaja Daniłowicza, podkanclerza koronnego, ofiarowany w 1661 roku oo. jezuitom prowincji polskiej, następnie w roku 1674 przekazany kolegium rawskiemu. Do odrestaurowanego pałacu dostosowanego do potrzeb zakonników, już jako do swojej siedziby, jezuici wprowadzili się dopiero w 1715 roku, po zakończeniu wiele lat trwających procesów sądowych, rozstrzygających sprawy własności gruntów.
Teodor Potocki, wychowanek Kolegium Jezuitów, wówczas biskup warmiński i samborski, późniejszy arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski (od 1723 r.), hojnie wspomagał jezuitów rozmaitymi dobrami. W 1722 roku ufundował im kaplicę pw. Świętego Krzyża i św. Franciszka Ksawerego oraz dwie kamienice po obu jej stronach, do których przenieśli swoją siedzibę. Obok kościoła był obszerny dziedziniec, w podwórzu nowe oficyny, stajnie i zabudowania gospodarskie. Nad głównymi drzwiami, na dużej marmurowej tablicy, umieszczono wyryty złotymi literami napis w jęz. łacińskim następującej treści:
Deo homini passo, ex humili recognitione, Thaumaturgo Xaverio ex voti gratitudine Societati Jesu Provinc(iae) Polonae, ex liberali pietate, aedem hanc erexit, Celsissimus S (acri) R(omani) I(mperii) Princeps, lllsm.(Illustrissimus) Rndsm.(Reverendissimus) Domin(us) Dominus Theodorus a Potok Potocki Episcopus Varmiensis et Sambiensis, hanc gratam memoriam anno Dni(Domini) 1722 posuit, fundatori suo, obligata Societas Jesu
Co znaczy:
Bogu człowiekowi umęczonemu, wedle pokornego uznania na imię cudotwórcy Xawerego, w zamiarze wdzięczności, dla zgromadzenia Jezusowego prowincyi polskiej, ze szczodrej pobożności świątynię tę wystawił Jaśnie Oświecony świętego rzymskiego państwa książę najprzewielebniejszy ksiądz Teodor na Potoku Potocki biskup warmiński i sambiński; tę pamiątkę wdzięczności roku pańskiego 1722 położyło, fundatorowi swemu obowiązane Towarzystwo Jezusowe
Kaplica Świętego Krzyża
Krystian Erndtel, nadworny lekarz króla Augusta II Mocnego, w 1728 roku wspomina, że …najcenniejszy książę i prymas Królestwa tego czasu, Potocki, ozdobił kaplicę podwójną rezydencją na kamiennych fundamentach, a do tej pory została wspaniale powiększona o różne budowle i pałac dostawiony z boku (tłum. z jęz. łacińskiego).
Wiele lat później F. Sobieszczański, który bardzo dokładnie opisywał zabytkowe budowle w Warszawie, stwierdził lakonicznie: „Wszyscy współcześni pisarze zgadzają się, iż ją ozdobnie i kosztownie wybudował; lecz jak ona wyglądała, tego dotąd powiedzieć nie możemy”. Trzeba więc ją zobaczyć oczami wyobraźni, korzystając z opisów historyka J. Bartoszewicza oraz badań architektoniczno-konserwatorskich, prowadzonych już w czasach współczesnych przez W. Boberskiego i W. Olszowicza.
- Boberski, podejmując próbę rekonstrukcji barokowych form architektonicznych siedziby jezuitów koronnych (Domicilium Varsoviense) ufundowanej przez bp. Teodora Potockiego w 1721 r., stwierdza, że układ przestrzenny kaplicy nawiązuje do archetypu świątyni jerozolimskiej. Według analizy statystycznej i źródeł pisanych projekt budowli jezuickiej wykonał architekt Carlo Antonio Bai (1678-1740), często zatrudniany przez Teodora Potockiego przy jego fundacjach artystycznych na Warmii, w Warszawie i w Łowiczu. Ryciny i akwarele Zygmunta Vogla, choć wykonywane od drugiej połowy XVIII wieku, pokazują, jak mogła wyglądać kaplica. Trzeba jednak uwzględnić różne zmiany, które dokonały się w następnych latach.
Kaplica w stylu barokowym, murowana, została usytuowana w północnej pierzei ul. Senatorskiej naprzeciw Marywilu (o czym będzie w dalszej części). Była to budowla jednonawowa z kruchtą o wymiarach 13/24 łokcie i 13/11 łokci (tj. ok. 8/15 m. i 7/8 m.); wokół nawy obiegający korytarz z ceglaną podłogą; pod nawą istniały dwie krypty, ściany i sklepienia zostały podbiałkowane.
Podłoga kaplicy ułożona w kształcie szachownicy z płyt bitego wapienia w kolorach czarnym, ciemnoszarym i i różowo-brunatnym: sufit gipsowy, ambona lana cała z żelaza i dwie kolumny jońskie przy ścianach oraz dwie loże (galeryjki), chór; okna w ołów oprawione.
Wnętrze kościoła wypełniały ołtarze barokowe z drewna dębowego, pozłacane (pozłociste – napisał Bartoszewicz). W ołtarzu wielkim (głównym) obraz Zbawiciela Ukrzyżowanego; dwa mniejsze ołtarze po bokach: św. Franciszka Ksawerego i św. Stanisława Kostki, oprócz nich jeszcze dwa: św. Józefa i św. Ignacego.
Potoccy, Teodor i jego brat Stefan, wyposażyli kościółek w 6 ogromnych srebrnych świeczników, srebrny krzyż, monstrancję, pontyfikał z relikwią, srebrne kielichy, pozłacane pateny, kapy i ornaty oraz inne paramenty liturgiczne, zegar wybijający godziny i kwadranse, kilkanaście ławek oraz cztery konfesjonały dębowe. Ponadto ufundowali organy i dzwony.
Prawdopodobnie w końcu 1722 roku, gdy bp Potocki otrzymał nominację na arcybiskupa gnieźnieńskiego, ale jeszcze nie objął diecezji (data nie jest dokładnie znana), w obecności znakomitych gości, również kuzynów fundatorów, a więc w atmosferze prawie rodzinnej, mury klasztoru i kaplicy poświęcił bp Jan Joachim Tarło, jezuita. Mszę świętą sprawował bp Teodor Potocki, a kazanie wygłosił biskup sufragan krakowski Michał Kunicki (krewny Potockich).
Jak podaje Bartoszewicz, przy klasztorze jezuici prowadzili szkołę z programem podstawowym dla młodszych dzieci. Jednakże o jej istnieniu niewiele wiadomo.
Bp Teodor Potocki zmarł podczas pobytu w Warszawie 12 listopada 1738 roku. Pochowany został w Gnieźnie, natomiast serce, zgodnie z jego wolą, złożono w kaplicy Świętego Krzyża.
Jezuici i parafia św. Andrzeja
Jezuici przybyli do Polski w 1564 roku, zakładając kolegia, rezydencje i misje w ramach prowincji litewskiej i koronnej (podział terytorialny prowincji zmieniał się kilkakrotnie). W Warszawie osiedli na Starym Mieście obok kościoła parafialnego św. Jana w roku 1574, tworząc prężnie rozwijający się ośrodek duszpasterski. Szczególne miejsce w tej działalności zajmowało szkolnictwo. Ważnym wydarzeniem było otwarcie 16 września 1752 roku Collegium Nobilium, szkoły o wysokim poziomie nauczania z kadrą nauczycieli gruntownie wykształconych i współpracujących z ośrodkami naukowymi na Zachodzie, otwartych na nowe prądy myśli. Była to elita intelektualna jezuitów polskich, wśród nich ks. Karol Wyrwicz, który odegrał bardzo ważną rolę w historii kościółka św. Andrzeja.
Był człowiekiem niezwykle zdolnym o szerokich zainteresowaniach, szczególnie upodobał sobie historię i geografię. Po studiach filozoficzno-teologicznych w Akademii Wileńskiej i długoletniej pracy pedagogicznej w szkołach jezuickich, dogłębnym badaniu programów i metod nauczania w krajach zachodnich (dwukrotnie podróżował po Europie), po dwóch latach profesury w kolegium szlacheckim i pracy prokuratora prowincji mazowieckiej, w 1762 roku został wybrany na regensa Collegium Nobilium. Od chwili objęcia stanowiska swoje ogromne doświadczenie, umiejętności i zapał włożył w rozwój nowoczesnej szkoły, czyniąc ją otwartą na potrzeby czasów współczesnych. Mieszkając w Warszawie łatwo nawiązywał stosunki towarzyskie, łączyła go szczera i bliska znajomość z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim oraz bpem Andrzejem Młodziejowskim.
Stanisław August zapraszał Wyrwicza na obiady czwartkowe. W 1772 roku wybił dla niego medal wdzięczności. Na jednej stronie medalu był napis łaciński: Carolus Wyrwicz, Rector Collegii Nobilium Varsaviensis Societatis Jesu, i wyobrażenie uczonego; na drugiej stronie wyrazy: Juventutis institutione scriptisque de Patria et literis bene merenti, Stanislaus Augustus Rex. M D CCLX X II; co znaczyło: Wychowaniem młodzieży i pismami, wiele względem ojczyzny i nauk zasłużonemu, Stanisław August król. 1772.
Miał więc odwagę zwrócić się do nich o poparcie, gdy zamierzał wybudować nowy gmach dla szkoły i uzyskać zgodę na likwidację rezydencji Marywilskiej (która wtedy była w prowincji małopolskiej) i przenieść prawo własności do kolegium szlacheckiego. Ks. Wyrwicz zgodę Kurii Rzymskiej i generała Zakonu uzyskał, ale w marcu 1773 roku sprzeciwił się temu nuncjusz Garampi, obawiając się sprzeciwu Potockich, którzy byli fundatorami kaplicy Świętego Krzyża. Plany ks. Wyrwicza nie powiodły się, zwłaszcza że w tym czasie zawirowania polityczne w Europie doprowadziły do kasacji zakonu jezuitów. 21 lipca 1773 roku papież Klemens XIV podpisał w tej sprawie brewe Dominus ac Redemptor, jednakże nieformalnie usuwanie jezuitów z poszczególnych krajów zaczęło się wcześniej, bo już w latach sześćdziesiątych.
W kolegium warszawskim brewe papieskie zostało odczytane przez bpaMłodziejowskiego 3 listopada 1773 roku. Nuncjusz Garampi wydał rozporządzenie, aby kaznodzieje i spowiednicy zamieszkali poza kolegium. Od 9 listopada w kolegium i rezydencji (Marywilskiej) zakazano odprawiania mszy świętych i nabożeństw. Po spisaniu inwentarza kościoły zostały zamknięte, zapieczętowane, a przełożeni trzech domów jezuickich klucze oddali lustratorom.
Prawdopodobnie w porozumieniu z królem Wyrwicz konwiktu nie zamknął i nadal odbywały się w nim zajęcia. Przedstawił królowi projekty utrzymania szkoły niezależnej od Komisji Edukacji Narodowej. Wkrótce, w lipcu 1774 roku, Komisja Rozdawnicza, zbywająca dobra odebrane jezuitom, wystawiła na licytację wszystkie nieruchomości pojezuickie w Warszawie. W tak trudnej dla Wyrwicza sytuacji braku funduszów bp Młodziejowski postanowił utworzyć parafię przy kaplicy Świętego Krzyża w rezydencji Marywilskiej i oddać ją Wyrwiczowi. Do parafii włączono pałace magnackie w nadziei, że będą źródłem dochodu konwiktu. Dalsze próby jego utrzymania, prośby do króla, rozmowy z Komisją Edukacji Narodowej, nie przyniosły rezultatu. W kwietniu 1777 roku Karol Wyrwicz zrezygnował z funkcji rektora. Konwikt wystawiono na licytację.
Część pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży majątków została przeznaczona na pomoc tym jezuitom, którzy zostali pozbawieni środków do życia, lub parafiom, które ich przyjęły. Jak w życiu bywa, w zamieszaniu związanym z jezuickimi dobrami, ich sprzedażą, zamianą itd., pojawili się oszuści i złodzieje, a wiele cennych rzeczy przepadło, również z rezydencji Marywilskiej.
18 maja 1774 roku bp Młodziejowski wydał tymczasowy dekret o utworzeniu przy kaplicy Świętego Krzyża nowej parafii pw. św. Andrzeja Apostoła. Wyznaczono tymczasowe granice parafii; wówczas Warszawa liczyła ok. 6000 katolików i cztery parafie. Kościółek pojezuicki był tak mały, że od razu zaczęto robić plany jego powiększenia. Ponieważ czekano na zakończenie spraw związanych z dobrami pojezuickimi i funduszami, sprawa tworzenia parafii przeciągała się jeszcze ok. 2 lat.
Pierwszym proboszczem, jak zapowiedział bp Młodziejowski, został ks. Wyrwicz. Bartoszewicz dokładnie charakteryzuje jego sylwetkę: nie miał daru wymowy i nie był dobrym kaznodzieją, ale odznaczał się prostotą i łagodnością, niewiele mówił, a zarazem był chodzącą encyklopedią. Pokochał swoją nową placówkę, w której znalazł się niespodziewanie, interesował się swoimi parafianami, wrażliwy na ludzką dolę, starał się im pomagać, odwiedzać. Bardzo dbał o posługę religijną, był wymagający dla siebie i dla wikarych eksjezuitów, których Stolica Apostolska zwolniła ze ślubów zakonnych.
Swoją pracę rozpoczął od założenia ksiąg parafialnych. Już od 22 maja 1774 roku zaczął w nich zapisywać, przy okazji załatwiania chrztu, ślubu czy pogrzebu, wszystkie dane o rodzinie, jej pochodzeniu i stanie materialnym. Była to kopalnia wiadomości o losach mieszczan biednych i zamożnych, a także magnatów. Do parafii bowiem należały pałace: Jabłonowskich, Mniszchów, Czartoryskich, Wielopolskich, Potockich, Poniatowskich, Wichertów i Lubomirskich. Do jurysdykcji Wyrwicza należał też kościół Reformatów na Senatorskiej, Karmelitów na Lesznie i kaplica na Marywilu.
Pracowitemu proboszczowi pomagało kilku wikariuszy. Jednym z najbardziej zasłużonych i najstarszych był ks. Tomasz Grodzicki (1718-1802), były rektor kolegium warszawskiego, nazywany apostołem Warszawy, serdeczny i prosty, do którego garnęli się ludzie, prosząc o radę, modlitwę i błogosławieństwo.
Niewielką posługę przy parafii pełnił również rezydent ks. Jan Przyłuski, jak napisał o nim Bartoszewicz – sędziwy starzec (62 lata!), który ze względu na liczne zasługi został pochowany w krypcie kościoła. Prawdopodobnie w czasie, gdy kaplica Świętego Krzyża należała do jezuitów, piwnice zostały powiększone o nowe krypty (początkowo były tylko dwie), w których chowano jezuitów. Bartoszewicz podaje, że pod kościółkiem pochowane zostały także osoby z rodzin magnackich, w tym z rodziny Potockich.
30 kwietnia 1780 roku, w kilka tygodni po śmierci bpa Młodziejowskiego, ks. Wyrwicz przekazał probostwo ks. Grodzickiemu. Nie wyjaśnił swojej decyzji, a Bartoszewicz snuje przypuszczenia: dosyć, że Wyrwicz pokazywał jakiś przymus, jakąś niechęć do swojego obecnego położenia, do stanu, którego był ozdobą. Być może, przewidywał dla siebie los świetniejszy w łasce króla, w obietnicach magnatów; dosyć, że postanowił złożyć probostwo św. Andrzeja w inne ręce. Nie występował już publicznie, ale oddał się pracy naukowej. W 1778 roku ukazała się drukiem I część historii powszechnej jego autorstwa,„Historyia ludu Bożego i narodów starożytnych krótko zebranej”, zawierająca dzieje Izraela. Nie wiadomo, dlaczego już przygotowanych następnych tomów nie oddał do druku. Ks. Wyrwicz, stały już bywalec zamku królewskiego, w czasie Sejmu Wielkiego (1788-1792) złożył urząd opata hebdowskiego, który otrzymał od bpa Młodziejowskiego, sprzedał księgozbiór generałowi Działyńskiemu i zamieszkał samotnie w pobliżu kościoła św. Andrzeja. Zmarł 9 czerwca 1793 roku w wieku 76 lat.
Decyzją bpa Antoniego Okęckiego, kanclerza Wielkiego Koronnego, ks. Tomasz Grodzicki został następcą ks. Wyrwicza, który pełnił obowiązki proboszcza de facto, miał jedynie curam animarum, ponieważ kościół św. Andrzeja nie posiadał jeszcze dekretu ustanawiającego parafię. Dlatego od samego początku Grodzicki nalegał na uregulowanie tej sprawy. Czyniąc zadość usilnym prośbom dnia 8 grudnia 1782 roku bp Okęcki dekret wydał, w nim zawarte były również słowa o nowym proboszczu:
Nie bez rozkoszy zaś umysłu naszego widzimy, że tenże czcigodny kapłan, Tomasz Grodzicki, nietylko w popieraniu czci Bożój i w posługach parafialnych, i w staraniu się o ozdobę świątyni Pańskiej pokazuje się zawsze przykładem i wzorem; ale jeszcze i w powiększaniu nawet doczesnych korzyści, jak to widać z kamienicy, którą zbudował… co właśnie powinno coraz więcej zachęcać duchowieństwo tego kościoła.
Jednakże dopiero 23 maja 1873 roku utworzona parafia została wpisana w akta konsystorza warszawskiego. Dokument podpisał ks. Cyprian Sawicki. Podczas uroczystości kanonicznego objęcia parafii biskup zatwierdził tytuł kościoła św. Andrzeja; wizerunek Patrona został umieszczony nad dawnym obrazem w ołtarzu wielkim. Do pomocy proboszczowi przewidziani byli trzej wikariusze, mieszkający przy kościele w domu pojezuickim, ewentualnie czterech, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Jeden z nich był zobowiązany znać język niemiecki, ponieważ w kościele św. Andrzeja sprawowane były nabożeństwa z katechezami dla Niemców, mieszkających w Warszawie. Ostatecznie też wyznaczono granice parafii, która zajmowała dość duży obszar miasta, bo sięgała aż do granic parafii wolskiej, i sformułowano zasady finansowania kapłanów.
Bp Okęcki ustalił porządek nabożeństw: w niedziele i święta modlitwy poranne, cztery msze święte, jedna śpiewana z kazaniem lub nauczaniem katechizmu, przypomnienie ludowi cnót teologalnych i śpiewanie hymnów; po południu hymny, następnie „katechizm dla ludu ciemnego” i nieszpory. W dni powszednie również cztery msze święte, odmawianie z ludem modlitw i przypominanie cnót teologalnych.
Przy kościele działało Bractwo Opatrzności Bożej. W1785 roku ks. Grodzicki uzyskał od papieża Piusa VI pozwolenie na utworzenie Bractwa Zwiastowania Matki Boskiej. Inauguracji tegoż w dniu 24 marca towarzyszyło uroczyste nabożeństwo pod przewodnictwem biskupa kijowskiego Kacpra Cieciszowskiego. W kościele obok zakrystii znajdowała się mała biblioteka. Bartoszewicz dokładnie spisał autorów wszystkich pozycji książkowych, były to 122 tomy.
Wspomniana w akcie erekcyjnym kamienica, stojąca po lewej stronie kościółka, w roku 1781 została wybudowana ze składek parafian i oszczędności ks. Grodzickiego. Zgodnie z przewidywaniami kościół okazał się za mały dla stale powiększającej się liczby ludności Warszawy, toteż większe nabożeństwa odbywały się w kościele Reformatów. Stałym więc marzeniem ks. Grodzickiego było: powiększyć kościół! Dosyć naprzykrzać się Reformatom! I na gruncie dokładnie wymierzył, zaznaczył, jak kościół powiększyć.
Jak wykazały badania archeologiczne Olszowicza, planowano wydłużyć wnętrze kościoła o 3,5 metra w kierunku ul. Senatorskiej z równoczesnym wysunięciem frontowej części kościoła o 6,5 metra. W osi fundamentu głównej fasady kościoła znaleziono niszę grobową, prawdopodobnie przeznaczoną dla ks. Grodzickiego. Szerokość fundamentu sugeruje, że była planowana budowa dwóch wież lub dwóch klatek schodowych.
Z dalszej analizy pozostałości fundamentów kościoła oraz kamieniczki od strony zachodniej i dziedzińca od strony północnej można wnioskować, że prawdopodobnie przy kopaniu piwnic natrafiono na ciek wodny, zagrażający stabilności fundamentów. Wtedy wykonano takie zabezpieczenia, jak łuki odciążające, przypory i drewniane pale. Wyciek wody prawdopodobnie był na tyle duży, że wykorzystano go do budowy studni.
Druga awaria budowlana miała miejsce 20 lat później. Wówczas zasypano studnię i zlikwidowano schody, prowadzące z dziedzińca do kondygnacji piwnicznych. Prawdopodobnie w takiej sytuacji nie planowano powiększenia kościoła od strony północnej, a może dlatego, że wymagałoby to dużych kosztów, którymi parafia nie dysponowała.
Ku radości ks. Grodzickiego dwie filantropki, kasztelanowa wileńska Helena Ogińska i Barbara Sanguszkowa, wdowa po marszałku wielkim wileńskim, obiecały wspomóc finansowo rozpoczęcie rozbudowy kościoła i przeznaczać pewne sumy na utrzymanie parafii. Jednakże obie wkrótce zmarły (1790 i 1791), więc udało się jedynie z wcześniejszej donacji 200 dukatów (w roku 1787) wybudować kamieniczkę po stronie wschodniej kościoła.
W latach dziewięćdziesiątych dawało się wyczuć w Warszawie pewien niepokój spowodowany II rozbiorem Polski w 1793 r. Magnaci, w tym dobroczyńcy kościoła św. Andrzeja, opuszczali stolicę w obawie przed wojną. Dnia 9 stycznia 1796 roku, zatem już po III rozbiorze, do Warszawy wkroczyły wojska pruskie. Miasto wyludniało się, upadał handel i rzemiosło, ludność zubożała. Decyzją rządu pruskiego odebrano dobra ziemskie duchowieństwu, także ks. Grodzicki stracił Łaźniewo (wieś niedaleko Warszawy), które stanowiło zaplecze finansowe parafii. Postanowił cały swój czas oddać parafianom, głosząc kazania. Oprócz nauki prawd katechizmowych dodawał wątki historyczne. Dla tych, którzy nie mogli słyszeć nauk w kościele, wydał drukiem swoje kazania: Mowy parafialne w kościeleśw. Jędrzeja miane (Warszawa 1795), Nauki chrześcijańskie katechizmowe z różnych pism gruntownie zebrane (Warszawa 1798-1799), Mowy parafialne (t. I i II); pośmiertnie wydane: Kazania niedzielne t. III (Kraków 1883), Kazania świąteczne t. IV (Kraków 1883) i Kazaniapasyjne (Kraków 1884).
Ks. Grodzicki zmarł 28 maja 1802 roku. Znany przez wszystkich, kochany przez wszystkich – napisał Bartoszewicz, ale nie wspomniał o pogrzebie, prawdopodobnie odbył się on na Cmentarzu Powązkowskim. Po jego śmierci parafianie uprosili bpa Józefa Miaskowskiego, pierwszego biskupa warszawskiego, by na administratora parafii mianował ks. Jana Batscha, profesora Collegium Nobilium w Warszawie, po kasacie jezuitów adiunkta Biblioteki Załuskich. Był to kapłan mądry, pobożny, cichy i skromny. Posiadał dużą łatwość głoszenia Słowa Bożego. Dużo pracował, dużo czytał.
Objął on kanonicznie parafię dopiero w roku 1805, dobrze nią zarządzał, a nie były to czasy łatwe: ciągłe przemarsze przez miasto wojsk pruskich, potem francuskich, obowiązek udzielania kwatery żołnierzom i ich wyżywienia. Dom i kościół wymagały remontu dachów, które groziły zawaleniem. Wśród parafian – bieda, ale nikogo nie odesłał bez pomocy. Nazywano go odnowicielem probostwa. Zachorował na gruźlicę, zmarł 26 stycznia 1810 roku w wieku 63 lat. Pochowany został na Cmentarzu Powązkowskim. Wikariusze po jego śmierci wspominali, że był prawdziwie wzorem miłości, jak to napisał apostoł Paweł w 13 rozdziale Listu do Koryntian.
Ks. Maciej Węgierski, kanonik katedralny, czwarty i najdłużej żyjący proboszcz kościoła św. Andrzeja, objął parafię w roku 1811. W czasie jego kadencji, w roku 1818, kościół został przekazany Pannom Kanoniczkom z Marywilu. Probostwo zostało przeniesione tymczasowo do kościoła Reformatów przy ul. Senatorskiej, a po śmierci ks. Węgierskiego w 1836 roku decyzją papieża Grzegorza XVI (bulla z dnia 11 grudnia 1839 roku) przeznaczono je na uposażenie sufraganów warszawskich. Pierwszym takim proboszczem był Tomasz Wieniawa Chmielewski, proboszcz katedralny płocki, sufragan warszawski.
Po wybudowaniu i konsekracji (4 listopada 1847) nowego kościoła na Placu pod Lwem u zbiegu ulic Elektoralnej i Chłodnej utworzono nową parafię, w miejsce tymczasowej w kościele Reformatów. Kościół otrzymał tytuł św. Karola Boromeusza i św. Andrzeja – jako że pierwszą siedzibą parafii był kościół św. Andrzeja na Pl. Teatralnym, stąd św. Andrzej nadal pozostaje jej patronem.
Panny Kanoniczki z Marywilu
Trzeba raz jeszcze spojrzeć na Warszawę zniszczoną przez jedną z najokrutniejszych wojen, zwaną szwedzkim potopem. Gdy jezuici toczyli spory sądowe z sąsiadami, a miasto wracało do życia, wtedy na południowo-zachodniej stronie ul. Senatorskiej, w miejscu ogrodów, nieużytków i żup solnych, królowa Marysieńka (Maria Kazimiera), na pamiątkę wiedeńskiej wiktorii oraz na cześć Najświętszej Maryi Panny, na wzór paryskiego Palais Royal własnym kosztem wybudowała (w latach 1692-1695) pięcioboczny budynek z obszernym dziedzińcem i ogrodem owocowym i nazwała to miejsce Marywilem (fr. miasto Maryi). Obecnie w tym miejscu stoi gmach Teatru Wielkiego. Był to dwór z giełdą kupiecką, a właściwie miasteczko z mieszkaniami na wynajem, sklepami, kawiarniami, księgarniami, były bilardy i kantory, a na piętrze odbywały się bale i koncerty. W listopadzie 1696 roku do Marywilu przeniósł się dwór z parą królewską. Na wprost głównego wejścia wzniesiono kaplicę p. w. Matki Boskiej Zwycięskiej. Można przypuszczać, że funkcję kapelanów w kaplicy pełnili jezuici, skoro o fundacji Potockiego mówiono „fundacja marywilska”.
W 1744 roku Antonina z Zahorowskich ordynatowa Zamoyska ufundowała w Polsce Zgromadzenie Kanoniczek Świeckich, wzorując się na już istniejących od początku XVIII wieku kapitułach panien świeckich we Francji, m.in. w Remiremont w Lotaryngii. Kapitułę zatwierdził król August III, w roku 1745 władza diecezjalna, a Sejm w roku 1765.W akcie fundacyjnym Zamoyska wyjaśniła, czym się kierowała, powołując zgromadzenie:
Ja, Józefa Antonina z Zahorowskich ordynatowa Zamojska, grodecka, ziołowska i starościna, umyśliłam część fortuny mojej własnej łożyć na to, aby się chwała Boska przez osoby płci białogłowskiej w tem królestwie Polskiem pomnażała… znajduje się niemało panien zacnego i szlachetnego rodu, które nie mając powołania do klasztoru, ani też przyzwoitego w małżeństwie postanowienia, albo przeciwko inklinacyi i sercu swemu za mąż idą… umyśliłam założyć taki fundusz, na którymby takowe szlachetnie urodzone damy spokojnie i przystojnie żyć i panu Bogu służyć mogły, nie obligując się jednak do zakonnej klauzury, ani sobie drogi do przystojnego w małżeństwie, jeżeliby taka wola Boska była, postanowienia nie zagradzając… Zdecydowała więc: fundować przy mieście Warszawie zgromadzenie albo kapitułę dam świeckich, pod tytułem: Kanoniczek od Niepokalanego Poczęcia panny Matki Boskiej.
W dalszej części nakreśliła cel owej fundacji: aby panny zacnie urodzone mogły prowadzić pobożne i prawdziwie życie chrześcijańskie oraz doskonalić się w cnotach. Na utrzymanie zgromadzenia Zamoyska przeznaczyła ze swojego majątku znaczne sumy oraz Marywil z kaplicą, który zakupiła od Załuskich. Od 1745 roku część pałacu marywilskiego zajmowały kanoniczki, inne pomieszczenia przeznaczono na wynajem, aby uzyskać stały dochód.
Kapituła składała się z dwunastu dam: ksieni i jedenastu kanoniczek. Pierwszą ksienią była wyznaczona przez fundatorkę Zofia Gałecka, wojewodzianka poznańska. Ksieni jako jedyna składała na ręce biskupa przysięgę czystości i pozostania w zgromadzeniu aż do śmierci. Kandydatki do zgromadzenia były wybierane głosowaniem przez całą kapitułę, ale przedtem musiały udowodnić swoje pochodzenie szlacheckie trzy pokolenia wstecz oraz odbyć jeden rok nowicjatu. Dane nowo wstępującej były zapisywane w złotej księdze wraz z namalowanym herbem. Do zgromadzenia przyjmowane były także panny, które nie mogły udowodnić swego pochodzenia herbami, tzw. II chór (osiem panien). Pochodzenie wykazywały jedynie metryką, dla nich istniała osobna księga zapisów, obowiązywał je roczny nowicjat jak dla dam I chóru. Oznaką kanoniczek był order w kształcie krzyża (z orłem i Pogonią litewską) z wizerunkiem Niepokalanego Poczęcia Maryi, dla I chóru złoty, dla II chóru srebrny, przypinany do czerwonej wstęgi zakładanej na prawe ramię. Na drugiej stronie orderu był herb założycielki kapituły. Srebrny order dla II chóru kanoniczek wyglądał inaczej.
Wyprzedzając opowieść, warto przeczytać relację zamieszczoną w Kurierze Warszawskim z roku 1857 o wyborze nowej ksieni (było to już po przeniesieniu Zgromadzenia do kościoła św. Andrzeja):
Wczoraj więc z rana kościół św. Andrzeja, przybrany był jak na święto. Przed Wielkim Ołtarzem Niepokalanie Poczętej Boga Rodzicy, gorzało liczne światło. O w pół do 10tej, zebrał się w stallach swoich, Chór Dam Kapituły, w ubiorze ceremonjalnym: w czarnych sukniach, pąsowych wstęgach, przez ramię założonych z Krzyżem Orderu Niepokalanego Poczęcia, błękitnych płaszczach morowych na ramieniu zawieszonych, czarnych kornetach i białych długo-zwisłych zasłonach. Ubiór Xieni tem się różni od ubioru Kanoniczek, że używa płaszcza czarnego zamiast błękitnego. O godzinie 10tej przybył dla dopełnienia obrzędu z delegacji JW. JX. Fijałkowskiego, Arcy-Biskupa Metropolity Warszawskiego, JW. JX. Dekert, Archi-Dyakon Metropolitalny. Dostojny Prałat otoczony assystencją, odprawił przed Wielkim Ołtarzem Mszę Śtą, której Xieni ze świecą jarzącą w ręku, otoczona Kapitułą słuchała klęcząc. Po Kommunji Śtej Kapłańskiej nowo-obrana przyjmowała także Ciało i Krew Pańską. Gdy ukończyła się Msza Śta, JW. Celebrujący przywdziany w kapę, zaintonował Hymn Veni Creator, a po odśpiewaniu takowego, stanął przed Ołtarzem Wielkim. Wówczas Xieni, JW. Adelajda Dunin, w asysstencji dwóch Kanoniczek, zbliżyła się do stopni Ołtarza, a najdawniejsza z Jej towarzyszek, oświadczyła Prałatowi Celebrującemu prośbę Kapituły o zatwierdzenie dopełnionego wyboru. Spełniając żądanie, JW. Dekert, z mocy władzy nadanej sobie przez JW. Arcy-Biskupa Metropolitę, przyjął on nowej Xieni przysięgę i zainstallował w urzędzie.
Życie we wspólnocie nie było łatwe. Z jednej strony obowiązywały wspólne modlitwyi zwyczaje podobne do życia klasztornego, z drugiej zaś istniała pewna swoboda z możliwością uczestniczenia w życiu świeckim i przyjmowania gości. Ustawa regulowała bardzo dokładnie sposób życia kanoniczek, ich praktyki religijne i czynności domowe, opiekę nad kaplicą i sprawy finansowe. Bartoszewicz stwierdza, że ksieni była w kapitule jak król w sejmie. Poza nabożeństwami, jak głosił Statut, panny powinny czytać książki, poznawać historię powszechną i kroniki polskie, a znające język francuski – tłumaczyć wiadomości z innych dziedzin. Statut zobowiązywał również do współodpowiedzialności za sprawy publiczne poprzez modlitwę. Podczas Sejmu, niezależnie od miejsca obrad, po każdej mszy świętej kanoniczki odmawiały modlitwy do Ducha Świętego oraz śpiewały suplikacje za Króla, Radę, zgodę i utrzymanie wolności. Gdy Sejm Rzeczypospolitej obradował w Warszawie, na nabożeństwa do Marywilu zjeżdżali tłumnie posłowie i senatorowie.
Wiktor Gomulicki szczegółowo opisuje życie w tej części Warszawy i dodaje trochę dziegciu do opisu świątobliwych panienek. Przytoczył anonim pewnej osoby, która skarży się, że panny z II chóru mają ciemne i wilgotne pokoje… że wszelkiego rodzaju ludzie i Żydzi mieszkają, szynki i sklepy utrzymują… drzwi od ulic powybijane, zamiast bramy jednej, jest wchodów kilka, kapelan żaden ani nabożeństwo regularne… że tylko kanoniczki I chóru karetami jeżdżą… i zażądał, aby zgromadzenie zostało usunięte z gmachów Marywilu. Kanoniczki się obroniły, wydając oświadczenie na okazanie niesłuszności zarzutów, które Anonimus y inne pióra nieprzyiazne im czynią.
W miarę upływu lat mury Marywilu zaczęły pękać, przybudówki się rozsypywały. Miasto wykupiło obiekt, wyremontowało i przeznaczyło na targowisko jarmarczne (1818-1830). Wobec planowanej przebudowy Marywilu, jak się potem okazało i rozbiórki, nadszedł czas, by kanoniczki opuściły to miejsce. Decyzją Namiestnika gen. Józefa Zajączka z dnia 5 sierpnia 1817 roku Zgromadzenie Panien Kanoniczek otrzymało nową siedzibę. Był to kościół św. Andrzeja wraz z budynkami i zabudowaniami gospodarczymi od północnej strony posesji przy ul. Senatorskiej 18. W ramach odszkodowania za utracone mienie miasto ofiarowało kanoniczkom kamienicę przy ul. Bielańskiej 4 oraz zobowiązało się wypłacać każdego roku pewną sumę pieniędzy.
Cesarz Aleksander zatwierdził darowiznę gmachów św. Jędrzeja (Andrzeja) dnia 23 listopada 1819 roku i wyraził życzenie, aby całe domostwo wraz z kościołem nosiło nazwę Nowego Marywilu. Kościół wyglądał, jakby był niewykończony, z frontonem zasłoniętym deskami, i nosił ślady różnych przeróbek. Na przeprowadzkę trzeba więc było poczekać, prawdopodobnie do 1820 roku trwały remonty i przebudowa kościoła z barokowego na styl klasycystyczny wg projektu wybitnego architekta Christiana Piotra Aignera.
Odsłonięte fundamenty kościoła pokazują dokładnie zakres przebudowy w latach 1817-1819. Niewielkie powiększenie kościoła zrealizowano w inny sposób, aniżeli przewidywał projekt Grodzickiego. Aigner adaptował dotychczasową fasadę, wzmacniając fundamenty do ustawienia kolumnowego portyku. Główne wejście pozostało w tym samym miejscu, a nawę kościoła powiększył likwidując kruchtę; dodał dwa nowe filarki wspierające chór i spłycił jego balkon.
Odnalezione elementy elewacyjne to m. in. trzy fragmenty jońskich kapiteli wieńczących kolumny frontowej ściany kościoła oraz kilka części obramienia głównego portalu odkute w piaskowcu. Profil obramienia wejścia do kościoła ma charakter zdecydowanie barokowy, co daje podstawy do stwierdzenia, że w trakcie przebudowy fasady Chrystian Piotr Aigner zdecydował się na pozostawienie osiemnastowiecznego portalu szczególnie, że rama wejściowa miała prostokątny obrys nie kłócący się z nową kompozycją klasycystycznej.
Należy przypuszczać, że wraz z przebudową kościoła zmienił się jego wystrój. Ołtarz główny barokowy (pozłocisty) został podarowany małemu drewnianemu kościołowi w Kiełpinie, a po jego rozbiórce trafił do kościoła św. Małgorzaty w Łomiankach k/Warszawy i znajduje się tam w jednej z kaplic do dzisiaj.
O kościele wiadomo tyle, ile przekazał w swoim Opisie Warszawy Łukasz Gołębiowski w roku 1927. To jedyna wzmianka o kościele św. Andrzeja:
Dla Jezuitów prowincyi Koronney przez Potockiego Arcy-Biskupa Gnieźnieńskiego wzniesiony, a iak parafialnym został ten kościół, Wyrwicz Karól pierwszym był iego Proboszczem; dziś oddany Kanoniczkom z Marywillu tu przeprowadzonym, kształtną ma facyatę. W Wielkim ołtarzu posąg Nayświętszey Panny Niepokalanego Poczęcia, w dwóch pobocznych Matki Boskiey. Pamiątka Sobieskiego i Pana Jezusa; dwie loże, ambona, iedyną pięknego w swey prostocie kościoła ozdobą. Śpiewy Polskie w czasie Summy każdey Niedzieli i Święta daią się słyszeć.
Przez następne lata w przewodnikach po Warszawie autorzy powielali te same wiadomości, względnie kwitowali stwierdzeniem, że nie ma tam nic interesującego. Gomulicki w Tygodniku Ilustrowanym (1909) w rozdziale o dzielnicach Warszawy zamieścił notatkę, że kościół jest zwykle zamknięty, że brama osłonięta kratą i że w tak ruchliwym punkcie miasta tchnie dziwnym smutkiem i jakby protestem.
Wiadomo natomiast, jak wyglądał obraz Najświętszej Maryi Panny (prawdopodobnie z osiemnastowiecznej szkoły weneckiej). Był on pamiątką Jana III Sobieskiego i, jak podaje legenda, umieszczany był w ołtarzu polowym królów Jana Kazimierza i Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Znajdował się w kaplicy w Marywilu, stamtąd wraz z kanoniczkami trafił do kościoła św. Andrzeja.
Choć Gomulicki narzekał, że krata i zamknięty kościół wieje pustką, to „konsyliarki” na brak pracy nie narzekały, zajmując się administracją dwóch domów, sprawami urzędowymi, korespondencją, naprawami i remontami. W kościele oprócz nabożeństw były odprawiane jedna lub dwie msze święte, w niedziele msze święte dla Korpusu Dyplomatycznego, w późniejszych latach dla Związku Artystów Scen Polskich, rekolekcje dla różnych środowisk, nauka religii i śluby – kilkadziesiąt w ciągu roku. Wówczas kościółek był specjalnie dekorowany zielenią, kwiatami, rozkładano dywany, zapalano wszystkie światła, a zimą włączano centralne ogrzewanie. Tu 18 sierpnia 1881 roku Henryk Sienkiewicz zawarł związek małżeński z Marią Szetkiewiczówną. Po wielu latach (po śmierci pierwszej żony) ożenił się z Marią Babską, kanoniczką. Wiele lat później, w 1935 roku, w kościele Panien Kanoniczek odbył się ślub aktorki Jadwigi Smosarskiej z Zygmuntem Protassewiczem. Prasa podała, że na ślubie byli obecni tylko świadkowie nowożeńców, a „kościół usłany cały białym kwieciem zamknięto na czas uroczystości”.
Z biegiem lat, zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku, dokonywały się ogromne zmiany gospodarcze i społeczne, sytuacja młodych dziewcząt uległa poprawie. Do I chóru Zgromadzenia coraz mniej było kandydatek, zgłaszały się jedynie sieroty lub półsieroty, nieposiadające przygotowania zawodowego lub nie radzące sobie w życiu. Stopniowo też zmniejszała się liczebność II chóru i ta część Zgromadzenia Kanoniczek zanikała.
Na początku XX wieku za zezwoleniem Arcybiskupa Warszawskiego, któremu bezpośrednio podlegały, kanoniczki coraz bardziej włączały się w prace społeczne, angażowały się w apostolstwo świeckich i pomoc rodzinom. Zofia Rzewuska założyła i prowadziła z Elżbietą Szymanowską (i z pomocą innych kanoniczek) przy ul. Miodowej 6, jedyny w Polsce, Klub sprzedawców gazet, dla nieletnich.
Pod opieką wychowawcy i jednej z kanoniczek chłopcy, na ogół dzieci miejskiej biedoty, mogli się umyć, ogrzać i zjeść ciepły posiłek. Teofila Certowicz zorganizowała przy ul. Kopernika internat dla chłopców. Kanoniczki pracowały w Towarzystwie Ochrony Kobiet, pełniąc dyżury na dworcach kolejowych, podejmując pracę w Stowarzyszeniu św.Wincentego a Paulo pomagały ubogim rodzinom w ich domach. Działały również w Katolickim Związku Kobiet. W czasie I wojny światowej pracowały jako pielęgniarki, opiekowały się żołnierzami i rezerwistami.
Bardzo ważną funkcją jednej z kanoniczek było prowadzenie kuchni. W okresie międzywojennym kanoniczki otworzyły jadłodajnię tanich obiadów dla pracującej inteligencji. W parterowym starym dworku stojącym między podwórzem a ogrodem (od północnej strony kościoła) wydawano dziennie kilkaset obiadów. Przed wybuchem II wojny światowej jadłodajnię wydzierżawiła energiczna i mądra pani Kazimiera Neronowicz-Szpilewska. Na terenie posesji Panien Kanoniczek panował więc nieustanny ruch. Przez bramę przy ul. Senatorskiej 18 przechodzili stołownicy jadłodajni, interesanci do administracji, pracownicy, dostawcy, robotnicy wykonujący jakieś naprawy, goście, rodziny i ci, którzy na chwilę chcieli pomodlić się w kościele.
Taka sytuacja będzie miała wielkie znaczenie w późniejszym okresie, po wrześniu 1939 roku.
A więc wojna!
Podpisany w Moskwie 23/24 sierpnia 1939 roku układ Ribbentrop-Mołotow oraz tajne rokowania brytyjsko-francuskie przesądziły o losie Polski i Europy. Wykorzystując dogodną sytuację polityczną Hitler postanowił rozpocząć wojnę, wyznaczył termin napaści na Polskę na dzień 26 sierpnia, ale w ostatniej chwili swoją decyzję odwołał. Józef Małgorzewski, spiker Polskiego Radia, wspominał, że został wezwany późnym wieczorem do pracy w siedzibie Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25. Zobowiązano go oraz obecnego tam inż. Pileckiego do całkowitej tajemnicy. Wyjęto z brązowej koperty tekst, który na polecenie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego miał być odczytany przez spikera i nagrany na płytę.
Proszę Pana to trzeba nagrać na płytę, na wszelki wypadek. Inżynier Pilecki powiedział: ta płyta nigdy nie pójdzie na antenę. Ja mu odpowiedziałem: Amen, niech się tak stanie – dodaje Małgorzewski.
Wczesnym rankiem 1 września 1939 roku, po komunikacie radiowym o napaści wojsk hitlerowskich na Polskę, Małgorzewski usłyszał nagrane dwa dni wcześniej swoje słowa: A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszystkie zagadnienia schodzą na plan dalszy…
Prezydent Warszawy Stefan Starzyński przybył do Polskiego Radia 8 września, a potem codziennie wygłaszał przemówienia, podtrzymując opór warszawiaków przez cały czas trwania oblężenia. Ja nie mogę opuścić warszawiaków. Byłem z nimi i z nimi pozostanę– powiedział, gdy proponowano mu ucieczkę.
14-15 września zamknął się pierścień wojsk niemieckich okrążający Warszawę, nasilały się bombardowania i ostrzał z broni lądowej. 25 września Luftwaffe dokonało nalotu dywanowego na miasto, z 400 samolotów zrzucano bomby burzące i zapalające, grzebiąc pod gruzami kilkanaście tysięcy mieszkańców. Wobec braku możliwości dalszej walki, 27 września rozpoczęto rozmowy z Niemcami, w których brał udział również Stefan Starzyński; 28 września kierujący obroną Stolicy gen Tadeusz Kutrzeba oraz niemiecki gen Johannes Blaskowitz podpisali umowę kapitulacyjną. Zanim zamilkła radiostacja, 30 września Małgorzewski odczytał jeszcze jeden komunikat: Halo, halo. Czy nas słyszycie? To nasz ostatni komunikat. Dziś wojska niemieckie wkroczyły do Warszawy. Braterskie pozdrowienia przesyłamy żołnierzom walczącym na Helu i wszystkim walczącym, gdziekolwiek się jeszcze znajdują. Jeszcze Polska nie zginęła! Niech żyje Polska!
Największe zniszczenia na Placu Teatralnym dotknęły Teatr Wielki. Poza zabytkowym frontonem z 1833 roku pozostał gruz i zgliszcza po pożarze. Kościół św. Andrzeja i budynki mieszkalne Panien Kanoniczek ocalały, mury w wielu miejscach uszkodzone udało się naprawić. Już w październiku 1939 roku kanoniczki zgłosiły do RGO (Rada Główna Opiekuńcza) gotowość prowadzenia bezpłatnej kuchni dla głodującej ludności. W rezultacie były dwie kuchnie, jedną prowadziły same kanoniczki, drugą wspólnie z RGO. Przez wszystkie lata okupacji setki osób wchodziły i wychodziły na podwórze – do kuchni, do kościoła, goście, pracownicy. Ciągły ruch. A ponieważ, jak mówi przysłowie, najciemniej jest pod latarnią, urzędnicy niemieccy pracujący w gmachu Ratusza, z którego okien widać było całe podwórze i okna klasztoru, niczego niepokojącego nie zauważyli. Poza jedną rewizją dokonaną przez Gestapo w pokoju wynajętym przez Jadwigę Krasicką (kuzynkę kanoniczki Ireny Krasickiej), pracownicę Oddziału Informacyjno-Wywiadowczego Komendy Głównej AK, żaden Niemiec nie wszedł na podwórze ani do żadnego mieszkania kanoniczek.
Ksieni Elżbieta Szymanowska ze względu na bezpieczeństwo domu i kościoła zabroniła kanoniczkom należeć do jakiejkolwiek organizacji, ale też nie zadawała pytań, co która robi ani jakich przyjmuje gości. Tymczasem w domu kanoniczek ciągle coś się działo. U ksieni działało tajne studium Seminarium Duchownego; nocowały łączniczki, cichociemni, zbierali się przedstawiciele różnych podziemnych organizacji, także trzech organizacji wojskowych, tajnej prasy i radia, odbywały się spotkania młodzieży z Juventus Christiana. Ukrywano też trochę broni – schowanej pod schodami w przejściu na ambonę. Na zdjęciach niemieckich z czasów okupacji można zauważyć, że Niemcy chętnie fotografowali zabytki i wnętrza kościołów, nie ma jednak wśród nich kościoła św. Andrzeja. Może wystarczył im codzienny widok z okien Ratusza.
Ze Zgromadzeniem Panien Kanoniczek łączy się ciekawa historia. Płk. Stanisław Sosabowski, dowódca 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, utworzonej w październiku 1941 roku w Londynie, zwrócił się z prośbą do polskiego podziemia o wykonanie sztandaru Brygady. Wiadomość dotarła do Warszawy na początku 1942 roku. Nie było to łatwe zadanie. Należało bowiem przygotować projekt sztandaru, rozpisać konkurs, zebrać fundusze i potrzebny materiał, złote i srebrne nici. Zajęły się tym dwie panie: Maria Kann ps. Murka i Zofia Kossak-Szczucka ps. Halina, Weronika.Konkurs na projekt sztandaru wygrał inż. Maciej Nowicki. Narady w sprawie realizacji tak zaszczytnego przedsięwzięcia odbywały się u kanoniczek przy ul. Senatorskiej. Biały jedwab pochodził z sukni ślubnej babki jednej z hafciarek Marii Madalińskiej, szkarłatny – z płaszcza kard. Dunajewskiego z XVIII wieku, oczywiście za zgodą rodziny, która pamiątkę rodzinną ofiarowała na tak wspaniały cel. Pracownia Zgromadzenia Sióstr Westiarek Jezusa, w której haftowano sztandar, mieściła się przy ul. Brackiej 23. Była to ruchliwa ulica, przechodziło tamtędy wielu Niemców, często rewidowano przechodniów, istniała więc obawa, że tym miejscem może zainteresować się Gestapo. W trosce o bezpieczeństwo panie haftowały nocą przy świecach i szczęśliwie jesienią 1942 roku praca dobiegła końca.
Po obu stronach białego jedwabiu umieszczono duży purpurowy krzyż, po prawej stronie był orzeł w koronie z laurowym wieńcem, nad nim Matka Boża Częstochowska i napis u dołu: Bóg i Ojczyzna. Na lewej stronie Michał Archanioł z mieczem i wagą, u góry napis: Warszawa rok 1942 i Syrena – herb Warszawy; u dołu napis: Surge Polonia, na rogach znaki spadochronowe w kształcie spadającego do walki orła.
Ceremonia przekazania sztandaru odbyła się 3 listopada 1942 roku w kościele św. Andrzeja z udziałem przedstawicieli różnych organizacji społecznych, politycznych i wojskowych, członków komitetu fundacji oraz hafciarek, w sumie kilkudziesięciu osób. Cała uroczystość odbywała się w pełnej konspiracji o zmroku, przy zasłoniętych oknach i zapalonych dwóch świecach. Uczestnicy schodzili się pojedynczo w pewnych odstępach czasu. Wchodzili do kościoła bocznym wejściem na umówione hasło. W tym czasie kościoła strzegli żołnierze Armii Krajowej. Poświęcony przez ks. Edmunda Krausego sztandar – dar Warszawy – został wręczony przez matki chrzestne Marię Kann i Zofię Kossak-Szczucką trzyosobowemu pocztowi sztandarowemu, w którym znaleźli się cichociemni kpt. Maciej Kalenkiewicz ps. Kotwicz, por. Mieczysław Echardt ps. Bocian, por. Jan Marek ps. Walka. Do sztandaru został dołączony Akt Nadania następującej treści:
Posyłamy Wam chorągiew, pod którą będziecie zwyciężać! Jest ona cała jak list od najbliższych. Pergaminem jest purpura kardynalskiego płaszcza, chowanego przez wiele dziesiątków lat przez jedną z polskich rodzin jako pamiątka po przodku, atramentem zaś jedwab, srebro i złoto, ze składek społecznych nabyte, które ręka artysty i igła hafciarek ułożyły w kształt niewielu symboli i haseł. Usiłujemy w nich oddać te myśli, co najżywiej nurtują obecnie w naszych umysłach i te uczucia co najmocniej w sercach tętnią. Przyjmijcie je za swoje i chowajcie z takim wzruszeniem, z jakim zostały wyhaftowane, ściegiem za ściegiem, w skrytości nocnej pracy.
Przekazanie sztandaru do Londynu w krótkim czasie okazało się niemożliwe. Przenoszono go w różne miejsca, między innymi schowany był wśród szat liturgicznych u sióstr szarytek. Dopiero w kwietniu 1944 roku specjalnym samolotem z Londynu, który wylądował na Lubelszczyźnie, został przewieziony do Szkocji, do małego miasteczka Cuper, gdzie wówczas stacjonowała 1 Brygada Spadochronowa. 15 czerwca 1944 roku sztandar został przekazany gen. Sosabowskiemu podczas dużej i wzruszającej uroczystości z udziałem prezydenta RP Władysława Raczkiewicza, wicepremiera RP Jana Wapińskiego oraz licznie zaproszonych gości. Mszę świętą odprawił ks. Bronisław Michalski, a przemówienie wygłosił prezydent Raczkiewicz.
Spodziewano się, że kiedyś sztandar załopocze nad Warszawą. Niestety historia potoczyła się inaczej, załopotał nad Arnhem w Holandii i tam odbyła się ostatnia defilada spadochroniarzy. 10 lipca 1947 roku sztandar 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej został złożony w Instytucie Historycznym im. Gen. Sikorskiego w Londynie.
Znikający świat
Już w pierwszym dniu Powstania, 1 sierpnia, gdy rozległy się pierwsze strzały na Pl. Teatralnym, kościół i dom Panien Kanoniczek szybko zapełnił się ludźmi szukającymi bezpiecznego schronienia. Wyżywienie ogromnej liczby osób nie sprawiało problemu, gdyż kanoniczki zgromadziły wcześniej spore zapasy żywności, a stały dostęp do wody zapewniała studnia pod płaczącą wierzbą na podwórzu.
Powstańcom udało się opanować gmach Ratusza, Centralny Areszt Śledczy i Bank Polski przy ul. Daniłowiczowskiej, a następnie pałac Blanka. Północna strona Pl. Teatralnego z redutami: Bank Polski, Ratusz, Kanoniczki (z kościołem), Żyrardów (Świętej Trójcy – wylot ul. Daniłowiczowskiej na Bielańską) wraz z pobliskimi barykadami była jednym z najważniejszych punktów walk powstańczych, broniącym oddziałom niemieckim dostępu do Starego Miasta, często pomijanym lub zapomnianym w relacjach o Powstaniu. W rejonie tym walczyło kilka ciągle zmieniających się oddziałów AK, głównie żołnierzy batalionów „Walerian Łukasiński”, „Gozdawa”, „Parasol” i „Nałęcz” oraz oddziału Jerzyków. Pomoc medyczną świadczyły dwa szpitale powstańcze, Szpital Maltański przy ul. Senatorskiej 38/40 i szpital dla żołnierzy i ludności cywilnej w gmachu Centralnego Aresztu Śledczego przy ul. Daniłowiczowskiej. Punkty sanitarne zlokalizowane były przy redutach. W domu kanoniczek punkt sanitarny prawdopodobnie istniał w pierwszych dniach Powstania, potem ze względu na rozwój sytuacji było to niemożliwe.
Po zajęciu Ochoty i Woli 6 sierpnia oddziały bojowe „Reinefarth” i znane z okrucieństwa dwa bataliony Pułku Specjalnego SS „Dirlewanger” dotarły do Ogrodu Saskiego. Rozpoczęło się zmasowane natarcie Niemców na Stare Miasto i eksterminacja ludności cywilnej. Wszystkie budynki przy ulicach okalających Pl. Teatralny były systematycznie podpalane, a mieszkańcy wypędzani. Egzekucje masowe odbywały się wszędzie – w domach, piwnicach, na ulicach, gruzach Teatru Wielkiego i kościele św. Antoniego. Część osób wykorzystywano jako „żywe tarcze” osłaniające niemieckie natarcia na barykady powstańcze.
Szpital Maltański, zwany popularnie „Maltą”, powstał we wrześniu 1939 roku w pałacu Mniszchów jako filia wojskowego Szpitala Ujazdowskiego. Od pierwszych dni Powstania do szpitala trafiali zarówno ranni Polacy, jak i Niemcy. Niezwykle ciekawą historię „Malty” opowiedział naczelny lekarz szpitala Jerzy Dreyza, który objął placówkę 1 sierpnia na polecenie szefa sanitarnego KG AK płk dra Strehla. Na zapleczu szpitala w murze przylegającym do ul. Bielańskiej wybito otwór, istniała bowiem konieczność utrzymania łączności z dowództwem AK i obrońcami Starówki. Dzięki tej ukrytej wyrwie udało się uratować kilku Żydów przebywających w piwnicy szpitala.
7 sierpnia budynek szpitalny został niespodziewanie ostrzelany z czołgu i z karabinów maszynowych. Na parter wtargnął oddział niemiecki. Nie doszło do represji na skutek interwencji rannych Niemców, którzy chwalili personel szpitala za dobrą opiekę i leczenie. Wobec niepewnej sytuacji starano się ewakuować lżej rannych do innych niezagrożonych szpitali.14 sierpnia zjawiła się Kompania SS „Dirlewanger”, której dowódca nakazał opróżnić „budę”, czyli wyrzucić wszystkich z budynku. Rannych wynoszono na skwerek przed szpitalem. Płk Strehl sformował grupę tragarzy złożoną z cywilów i personelu szpitala. Kolumna niosąca rannych na noszach, łóżkach i deskach wymaszerowała w kierunku Pl. Bankowego i dzięki biegłej znajomości jęz. niemieckiego przez dra Strehla bez większych trudności przez Ogród Saski (zajęty przez Niemców) dotarła do Śródmieścia. Od tamtej pory Strehla nazywano Mojżeszem.
Przed szpitalem została jeszcze niewielka grupa 30 rannych, dla których zabrakło „tragarzy”. Sytuacja stawała się niebezpieczna. Dr Dreyza zaangażował więc do pomocy cywilów i wyruszył pod eskortą jednego żołnierza niemieckiego w kierunku Pl. Bankowego z zamiarem dotarcia do szpitala przy ul. Płockiej. W oceanie zła, w czasie tego marszu znalazło się malutkie ziarenko dobra. Z mijanego oddziału niemieckiego odłączył się podoficer, a widząc kobiety niosące chorych na łóżkach, podszedł do jednej z nich, odsunął ją i przez jakiś odcinek drogi niósł łóżko z polskim rannym. Sytuacja się powtórzyła jeszcze raz z innym podoficerem niemieckim. To niezwykłe zdarzenie ewakuacji szpitala w czasie Powstania Warszawskiego miało miejsce tylko jeden raz. W innych szpitalach powstańczych prawie wszyscy zginęli.
Z powodu ciągłego ostrzału domu od strony ul. Senatorskiej kanoniczki przeniosły się do pomieszczeń od strony północnej, a następnie do piwnicy klasztoru. 10 sierpnia Niemcy wdarli się do kościółka św. Andrzeja i choć po dwóch dniach zostali wyparci, walka o utrzymanie Reduty stawała się coraz trudniejsza. 11 sierpnia palił się Ratusz. Walki o Redutę kanoniczek dokładnie opisuje dowódca oddziału „Jerzyków” Zdzisław Umiński ps. Hamlet w książce „Kanoniczki 1944”. Wspomniał, że w ciągu 8 dni między 18-26 sierpnia Niemcy szturmowali klasztor około 40 razy, używając moździerzy, granatników i miotaczy płomieni.
19 sierpnia nastąpiło główne uderzenie niemieckie na Stare Miasto, a 22 sierpnia generalny szturm na kościół św. Andrzeja i klasztor kanoniczek. Jerzy Dudyński ps.Wołłowicz, który pisał swoje relacje z obrony Reduty bezpośrednio po wojnie, tak wspomina: 18 sierpnia… Od strony Teatru Wielkiego podjeżdża transporter opancerzony z piechotą prawie do samego kościoła św. Andrzeja, a my jesteśmy na jego zapleczu… czołg wsuwa lufę w wejście kościoła i strzela. Pociski lecą nad nami… w sklepieniu kościoła tkwi bomba lotnicza 500 kg.
22 sierpnia… Kościół to całkowita ruina, część sklepienia leży w nawie na posadzce, w połowie sklepienia tkwi nadal olbrzymia bomba, która wisi z zapalnikiem skierowanym w dół. Na pierwszy rzut oka – kościół pusty, z chóru nikt nie strzela do nas w zakrystii… stoją tu konfesjonały, ołtarze, trzeba sprawdzić wnętrze świątyni… nagle pada [strzał] zza ołtarza głównego z MP-42 i trafia po nogach obu powstańców… Prawdziwa pomoc medyczna nie może dotrzeć, więc nadal pełnimy dyżury siedząc na krzesłach… Ksieni zakonu Kanoniczek, która wraz z siostrami przebywała w podziemiach klasztoru – organizuje nam coś do jedzenia i picia. Na stanowiska ogniowe docierają siostry z posiłkami, prowadzone przez gońca strz. ”Szczeniaka” (Krzysztof Jachimowicz)… Dowódca odcinka polecił kanoniczkom ewakuację.
W sierpniu przypadała 200. rocznica powstania Zgromadzenia Panien Kanoniczek. Wspominały, jak w 100. rocznicę kościół i klasztor był pięknie iluminowany, w 1944 roku również – tylko inaczej. 23 sierpnia po zwaleniu się wieży Ratusza od bomb zapalających jak zapałka spłonął kościół i dom z biblioteką, archiwum, pamiątkami… Został popiół i gołe mury. Prawdopodobnie wtedy kanoniczki opuściły dom, przedtem jednak spożyły ukryty w piwnicy Najświętszy Sakrament. Z częścią zapasów wycofały się przez ogród do piwnicy jednej z kamienic przy ul. Daniłowiczowskiej, a następnie po zbombardowaniu domu znalazły schronienie w domu Spissa przy ul. Hipotecznej, ale i tam wkrótce wybuchł pożar.
Każdego dnia zwiększała się liczba rannych, poległych i zamordowanych. Brakowało wody do picia, jedzenia i odpoczynku. Wyczerpała się amunicja, zostało tylko kilka granatów i butelki z benzyną. Wszystko paliło się wokół tak, że w piwnicach i schronach nie można było wytrzymać z gorąca. Reduty Kanoniczki i Ratusza wciąż przechodziły z rąk do rąk. Jan Dąbrowski ps. Tadeusz wspomina 25 sierpnia: Cały dzień ostrzeliwanie, granatniki, sztukasy… widzimy całą Starówkę zasnutą pożarami… jesteśmy ostrzeliwani ze wszystkich stron, dosłownie przyduszani ogniem do ziemi... 26 sierpnia o 3 rano słychać było kanonadę artyleryjską zza Wisły, może to sowiecka ofensywa? Nareszcie!? – zastanawiali się.
Miasto powoli umierało, Warszawa stała się wielkim cmentarzem, a piwnice i zakamarki w gruzach nadzieją na ocalenie: W dniu dzisiejszym (31 sierpnia) ma się zacząć ewakuacja Starówki kanałami… idziemy w innym kierunku niż właz na Pl. Krasińskich. Naokoło pali się wszystko, nieustający grzechot strzałów… wchodzimy przez ruiny ulicy Daniłowiczowskiej na tyły posesji przed bramą, w której jest znajomy właz do małego kanału z kablem telefonicznym o rozmiarach 80/50 cm. Reduta Kanoniczki była do końca w rękach powstańców.
Następnego dnia po kapitulacji Starówki kanoniczki, niektóre ranne, wraz z tysiącami mieszkańców zostały wyprowadzone do obozu przejściowego w Pruszkowie. Maria Immaculata Łoś i Maria Magdalena Łubieńska zostały wywiezione do obozu w Auschwitz.
Powroty i nadzieje
Obrońcy reduty Ratusza i Kanoniczek nie mylili się. Coraz wyraźniejsze odgłosy zbliżającego się frontu słychać było jesienią, a na niebie częściej pojawiały się samoloty rosyjskie. Powoli dogasały pożary, niosąc z wiatrem popioły i fragmenty spalonych książek. 17 stycznia 1945 roku do ruin Warszawy wkroczyli żołnierze Armii Czerwonej i 1 Armii Wojska Polskiego. Wieść, że Warszawa jest wolna, szybko rozchodziła się wśród ocalałych mieszkańców stolicy, wypędzonych po upadku Powstania. Z różnych zakątków kraju powracali wynędzniali ze swoim niewielkim dobytkiem z tobołkami na plecach, torbami i przedmiotami codziennego użytku przywiązanymi do bagaży. Co ich ciągnęło do tego skrawka spalonej ziemi, jakim była Warszawa?…
Pl. Teatralny, nazywany przez warszawiaków salonem Warszawy, pełen życia i elegancji, w niczym już nie przypominał dawnej świetności. Wszystko było ruiną, w tym kościół św. Andrzeja i klasztor Panien Kanoniczek. Do gruzów spalonego domu pierwsza wróciła kanoniczka Anna Breza, która znalazła pracę w Warszawie, a wkrótce po niej ksieni Elżbieta Szymanowska. Ocalałą łazienkę i zakrystię, jedyne pomieszczenia posiadające dach, przerobiły na pokoiki, w których zamieszkały. Pozostałe kanoniczki po zakończeniu wojny rozproszyły się po kraju, znajdując mieszkanie i pracę w różnych miastach Polski.
Głównym zadaniem Biura Odbudowy Stolicy (BOS), powstałego już 14 lutego 1945 roku i kierowanego przez prof. Jana Zachwatowicza, była odbudowa Starego Miasta i Traktu Królewskiego, mostów, rewitalizacja zieleni miejskiej oraz budowa trasy W-Z. Kościół św. Andrzeja z budynkami klasztornymi został przeznaczony do odbudowy. Nad uratowanym stropem kościoła zrobiono dach. Na murze przymocowano czerwoną tablicę z napisem: ZABYTEK Kultury Narodowej pod ochroną prawa. Za pożyczone pieniądze kanoniczki ufundowały skromny ołtarz i zawiesiły wyniesiony z pożaru obraz Najświętszej Maryi Panny. Wrócił dawny kapelan i przez kolejne lata w kościele sprawowana była liturgia.
15 grudnia 1949 roku bp Wacław Majewski zatwierdził nowy Statut Zgromadzenia Panien Kanoniczek Warszawskich – jak brzmiała oficjalna powojenna nazwa kanoniczek; rejestracja nastąpiła 11 stycznia 1950 roku. Zgłosiła się też pierwsza po wojnie kandydatka. W tym samym roku Elżbieta Szymanowska i Maria Immakulata Łoś zaciągnęły pożyczkę (bank nie zgodził się na zabezpieczenie pożyczki pod hipotekę placu) w Banku Gospodarstwa Krajowego na remont domu. Plan odbudowy kościoła z zachowaniem aignerowskiej fasady i rozszerzeniem jego wnętrza opracował Stanisław Żaryn, znany po wojnie konserwator zabytków Warszawy.
Na dzień 22 maja 1954 roku ksieni Elżbieta Szymanowska zwołała w trybie pilnym nadzwyczajne posiedzenie Kapituły. Stawiła się większość kanoniczek (siedem, dwie nie mogły przybyć). Oprócz spraw dotyczących samego Zgromadzenia ksieni przedstawiła treść zawiadomienia, jakie otrzymał bp Zygmunt Choromański od dyrektora Urzędu do Spraw Wyznań Antoniego Bidy. Dotyczyło ono planowanej rozbiórki kościoła św. Andrzeja i domu, będącego własnością Zgromadzenia. Decyzję motywowano tym, że kościół i dom mogłyby zasłonić perspektywę trasy W-Z z okien Teatru Wielkiego, ponadto przy ul. Senatorskiej znajduje się kościół oo. Reformatów, a w dzielnicy pl. Teatralnego nie ma mieszkańców prywatnych, tylko biura. Kanoniczki natychmiast rozpoczęły starania o wstrzymanie rozbiórki, zwrot kosztów za prowadzenie remontów i przydział lokalu zastępczego. Interweniowały w Stołecznym Zarządzie Budynków Mieszkalnych, u naczelnego architekta Warszawy i u konserwatora zabytków. Bez rezultatu. Wszystkie argumenty zbywano milczeniem.
W lipcu sprawy potoczyły się błyskawicznie. Ksieni Szymanowska i kanoniczka Breza otrzymały z Wydziału Inspekcji Budowlanej Prezydium Rady Narodowej „Zarządzenie eksmisyjne stałe“ z terminem opuszczenia budynku (jednopiętrowej lewej oficyny przylegającej do kościoła) w ciągu trzech dni od otrzymania pisma (5 lipca) Tym razem powód rozbiórki był inny, a mianowicie niebezpieczeństwo zawalenia się mocno spękanych murów wyżej wymienionej kamienicy. Następne pismo opatrzone tytułem DECYZJA, z rygorem natychmiastowej wykonalności, z dnia 7 lipca (doręczone wczesnym popoludniem 8 lipca), precyzowało w załączniku, jakie budynki grożą zawaleniem; wymieniono: budynek kościoła murowany jednonawowy, przyległy do kościoła budynek mieszkalny 2-piętrowy z oficyną 1-no piętrową, konstrukcyjnie związany z budynkiem kościoła, oficyna mieszkalna, parterowa murowana w podwórzu. Dalej dokument informuje, że wobec nieprzystąpienia właścicieli do rozbiórki budynków, Wydział Inspekcji Budowlanej dokona rozbiórki bez zgody właścicieli, obciążając ich kosztami. W tej sytuacji nie należy się im odszkodowanie ani zysk z uzyskanego z rozbiórki cennego materiału budowlanego.
Następnego dnia, a więc przed upływem ustalonych 3 dni, 9 lipca o godz. 15 kanoniczki zostały zmuszone do opuszczenia terenu. Jeszcze nie wyszły z domu, gdy rąbano w zakrystii drewnianą podłogę. Szczątki pochowanych w podziemiach jezuitów zostały przewiezione do kościoła Jezuitów przy ul. Świętojańskiej. Nie ma natomiast informacji, co się stało ze szczątkami pochowanych tu osób świeckich, między innymi z rodziny Potockich.
Kilka pamiątek, dwa ocalałe ornaty oraz obraz Najświętszej Maryi Panny zostały zdeponowane w katedrze św. Jana. Dwie panny kanoniczki, Szymanowska i Breza, zamieszkały na Muranowie w przydzielonej kawalerce o powierzchni 12,8 m².
Po 210 latach od założenia Zgromadzenie Panien Kanoniczek przestało istnieć.
Po usunięciu gruzów z rozebranych domów, kościoła i Ratusza (pałacu Jabłonowskich), Pl. Teatralny znowu stał się pustkowiem. Upłynęło następne 10 lat. W miejscu Ratusza w 1964 wzniesiono pomnik Bohaterów Warszawy, nazywany często Warszawską Nike, którego autorem był rzeźbiarz Marian Konieczny. Przedstawia on mitologiczną boginię zwycięstwa w postaci powstającej z popiołów kobiety z uniesionym ponad głowę mieczem – symbolem walczącej stolicy. W latach dziewięćdziesiątych podjęto decyzję odtworzenia północnej pierzei ul. Senatorskiej. Nike „ustąpiła miejsca”, by oprócz rekonstrukcji fasady pałacu Jabłonowskich, mógł powstać z prochu zapomniany kościół św. Andrzeja (od 1999 roku kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Alberta Chmielowskiego), jak dawniej przy ul. Senatorskiej 18. W czasie wojny całe wyposażenie kościoła uległo zniszczeniu, jedynie Matka Boża wróciła – czczona w obrazie pamiętającym czasy Marywilu. Nadal modli się z nami i za nas jak za dawnych lat, od pokoleń.