Tak mówi Pan Bóg:
«Wy mówicie: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?
Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze».
(Ez 18,25-28)
„Sposób postępowania Pana nie jest słuszny” – mówili zgorszeni. O co mieli pretensję do swojego Boga?
Był VI w. przed Chrystusem. Czas niewoli babilońskiej. Po upadku Jerozolimy, babiloński król Nabuchodonozor przesiedlił znaczną część mieszkańców Judy do Mezopotamii. Pół wieku, przeżyte na obcej ziemi, było dla ludu wybranego czasem przemyśleń nad własną historią i nad relacją do Boga Izraela. Także nad Bożą sprawiedliwością, gdyż przeżywana klęska interpretowana była jako kara od Boga, wymierzona za grzechy i odstępstwa ludu. Takie rozumienie sprawiedliwości, domagającej się natychmiastowej kary za popełnione zło, wiązało się też z nieuświadamianiem sobie – na tamtym etapie historii zbawienia – prawdy o życiu wiecznym i przekraczających doczesność konsekwencjach ludzkich czynów.
Pretensje dotyczące „niesłusznego postępowania Boga” mogły więc dotyczyć zbiorowej odpowiedzialności, „dziedziczonej” przez przyszłe pokolenia, odpowiadające za grzechy swych przodków. Być może pokolenie ówczesnych trzydziesto-, czterdziestolatków, urodzonych i wychowanych w niewoli, wyrażało w ten sposób swoje niezadowolenie, nie czując się winne istniejącego stanu rzeczy. „Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom ścierpły zęby” – przytaczali przysłowie.
Rzeczywiście, znajdziemy w Biblii wersety, które mogą – zwłaszcza, jeśli nie zrozumiemy dobrze ich przesłania – wprawiać w zakłopotanie. Na przykład w Księdze Wyjścia, Bóg, przestrzegając swój lud przed bałwochwalczym czczeniem fałszywych bożków mówi: „Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.” Jest więc tu mowa o kolejnych pokoleniach („trzecim i czwartym”), ponoszących „karę” za grzechy przodków. Zwróćmy jednak uwagę na ogromny kontrast między nimi, a „tysiącem pokoleń”, które doświadczają łaski i przebaczenia. Sens tych słów jest oczywisty: Bóg przestrzega przed grzechem i jego konsekwencjami (także społecznymi, dotykającymi innych) i nie jest na to obojętny. Jednak, przede wszystkim, okazuje dobroć i miłosierdzie. I to w sposób, który – dla przywiązanych do własnej wizji sprawiedliwości – może być trudny do zaakceptowania.
„Sposób postępowania Pana nie jest słuszny” – mówią ludzie, których postępowanie jest przewrotne. Owa „przewrotność” polega na schematycznym, klasyfikującym drugiego człowieka spojrzeniu. Na dogmatyzowaniu swojego o kimś sądu. I to jest drugi aspekt wyrażanego wobec Boga sprzeciwu. Bo ktoś, cieszący się dobrą opinią, szacunkiem, prestiżem, czyli powszechnie „uznawany za sprawiedliwego”, musi jednak ponieść odpowiedzialność za zło, którego się dopuścił. „Dobra opinia”, czy zdobyte koneksje, nie staną się jego „immunitetem”, gwarantującym bezkarność. Z drugiej strony: nawet największy grzesznik ma w oczach Boga szansę na nawrócenie. Porzucając zło i postępując sprawiedliwie „zachowa duszę swoją przy życiu”. I to mimo potępiającego osądu ze strony innych, pryncypialnie przekreślających możliwość jego przemiany.